Po wczorajszej dawce adrenaliny na górskich serpentynach dochodziliśmy do siebie na naszej ulubionej plaży. Popłynęliśmy znów łódką Kojot, bo jest tania, a właściciel miły. Postanowiliśmy nie konsumować morskich żyjątek. Napatrzyliśmy się na nie w akwariach restauracyjnych, a na wypatroszone jeżowce w koszu na plaży. Całkiem dobrze karmi nas właścicielka willi, w której mieszkamy. Najbardziej smakują nam lokalne owoce: arbuzy, brzoskwinie, figi.